Kabała w powszechnym użyciu oznacza mniej więcej tyle, co ‚bałagan’. I tak też jest w tym przypadku; cóż ma hermetyzm, tarot i kabała wspólnego?
Z kabałą jest tak, że żaden szanujący się Żyd (przynajmniej z tych, których osobiście znam) do niej się nie przyznaje. Z tych, którzy kabałę praktykują, mało kto łaskawym okiem patrzy się na goja, który o kabale odważy się odezwać. Natomiast tych, którzy zajmują się tzw. „Kabałą Hermetyczną” (tudzież „Qabałą”), najchętniej by ukamienowali, gdyby zwyczaj ten był nadal w modzie. Ci ostatni nic sobie jednak z tego nie robią, a warsztaty i książki poruszające tą tematykę mnożą się w postępie niemalże geometrycznym. I trudno się im dziwić, Kabała daje im kosmologiczne uzupełnienie do trzech dziedzin, którymi hermetycy się pałąją – alchemii, astrologii i teurgii. Dziedziny te zawsze się przeplatały, dopiero od niedawna, w dobie powszechnej specjalizacji, zaczęły się mnożyć zastępy astrologów nie mających pojęcia o korzeniach sztuki, którą się zajmują. Kabała jednak umożliwiła systematyzację i niemalże ‚naukowe’ ustalenie wzajemnych relacji pomiędzy tymi dziedzinami.
Lecz w dalszym ciągu – cóż wspólnego ma to z tarotem? Opowiastki o egipskim (atlantydzkim, pozaziemskim, itp.) pochodzeniu talii tarota dawno wsadzono między bajki. W świetle dzisiejszych badań historycznych prawdopodobieństwo tego, że tarot został zaprojektowany przez renesansowych kabalistów, jest znikome. Nie oznacza to jednak, że kabała była twórcą tarota zupełnie obca. Niemalże na pewno znane im były elementy astrologii (chociażby w podobnym zakresie, w jakim znane są one 90% współczesnym czytelnikom gazet), czy opowieści o alchemikach. Być może akurat tarot nie został zaprojektowany jako obrazkowy elementarz ówczesnej wiedzy okultystycznej, co nie oznacza, że ikonografia nie grała dużej roli edukacyjnej w tamtych czasach. Choć zdrowy rozsądek krzyczy na samą myśl o mistycznym pochodzeniu tej gry karcianej, przeklęty los płata straszne figle.
Otóż tak się składa, że przypadkiem kart w Wielkich Arkanach jest tyle samo, co liter w hebrajskim alfabecie. Nie miałoby to żadnego znaczenia, gdyby nie fakt, że każdej literze hebrajskiej przyporządkowana jest planeta, żywioł lub znak zodiaku i przyporządkowania te bardzo często odpowiadają scenom przedstawionym na kartach. Przypadkiem też 10 kart Małych Arkan odpowiada ilości sefirot na kabalistycznym Drzewie Życia. Liczba zaś Kart Dworskich lub kolorów, odpowiada czterem światom, elementom oraz literom bożego imienia. Trochę naciągane? Może, ale to nie największy problem. Sęk w tym, że niemalże każdy autorytet w dziedzinie tarota przestawiał sobie karty, tak by pasowało to do danego systemu. I tak, Levi (a za nim cała późniejsza Francja) przestawił sobie Głupca (0) przed Świat (21), Mackenzie (a za nim Hermetyczny Zakon Złotego Świtu, a później cała Anglia) zauważył słusznie, że przy oryginalnym ustawieniu Siła oznacza Wagę, a Sprawiedliwość Lwa, co miało mało sensu, więc je zamienił, Crowley (w chwili natchnienia) zamienił Cesarza z Gwiazdą, Suares pozamieniał bodajże wszystkie karty planetarne, a i wielu innych zmieniało zarówno kolejność, jak i ilustracje poszczególnych kart.
A jaki z tego morał? Może oryginalnie tarot nie miał nic wspólnego ani z kabałą, ani z astrologią, ani w ogóle z okultyzmem. Niemniej jednak na przestrzeni wieków tarot ewoluował i wiele z dzisiejszych talii nie przypomina w niczym, poza ilością kart, Tarota Marsylskiego, czy innych z XV w. Kilka z tych talii stały się tym, czym według legendy miał być tarot od samego początku – narzędziem do nauki, medytacji, rozwoju duchowego, alchemii, czy rytuały magicznego. Dwie z tych talii, pomimo ich „podeszłego” już wieku, są po dziś dzień jednymi z najpopularniejszych talii tarota na świecie – tarot Waite’a-Smith i Thoth Tarot (Crowley-Harris).
Najnowsze komentarze